Co powinnaś wiedzieć o HIFU?

Co powinnaś wiedzieć o HIFU?

Ostatnio zawojowało salony kosmetyczne oraz medycyny estetycznej. Głośno zrobiło się o nim dzięki programowi pewnej stacji o operacjach plastycznych. Z racji tego, że na wizji przedstawiona została wówczas Ulthera, dla większości odbiorców HIFU=Ulthera. Nic bardziej mylnego. Bo równie dobrze można by powiedzieć, że samochód=Mercedes. A przecież ten niemiecki potentat jest tylko jednym z wielu producentów czterech kółek na świecie.

Ale od początku. Skąd nazwa zabiegu? Właściwie mówić należy o technologii wykorzystywanej do zabiegu. HIFU, czy High Intensity Focused Ultrasound, czyli wysoce skoncentrowana wiązka ultradźwięków sięga swoją historią pierwszej połowy XX w. Wówczas po raz pierwszy bracia Fry zaprezentowali światu możliwości medycznych zastosowań ultradźwięków. Kilka lat później dr Burov zasugerował, że ultradźwięki o dużym natężeniu mogą być wykorzystywane do leczenia raka. Jednakże dopiero w latach 80-tych podjęto się eksperymentów w tym kierunku. HIFU do dnia dzisiejszego stanowi alternatywne dla terapii radykalnej metodę leczenia ograniczonego do narządu raka stercza.

Stosunkowo niedawno odkryto zbawienne działanie HIFU na warstwę SMAS. Więcej na jej temat przeczytacie tutaj. To przełomowe odkrycie wprowadziło HIFU na salony. Kosmetyczne rzecz jasna :)

Dlaczego jest tak popularne? Ponieważ nazywa się je bezinwazyjnym liftingiem. Z tą bezinwazyjnością bym uważała, ponieważ zabieg powoduje, że nasz organizm musi odwalić kawał ciężkiej roboty. Dlaczego? HIFU wywołuje w głębszych warstwach skóry kontrolowany stan zapalny. Wiem - brzmi groźnie, ale spokojnie. Takie samo zadanie ma np. mezoterapia mikroigłowa, czy laser. Chodzi o to, żeby zmusić nasz organizm do zwiększenia produkcji kolagenu i elastyny, a tym samym poprawić jędrność i wygląda naszej skóry. Dodatkowo obkurczeniu ulegają już istniejące włókna, stąd efekt liftingu.

Pisałam, że zabieg nazywany jest bezinwazyjnym. A to dlatego, że nie uszkadza pośrednich warstw skóry jak wspomniane wyżej zabiegi. Naskórek pozostaje nienaruszony. Może być lekko zaczerwieniony, tkliwy lub odrętwiały, ale to stan przejściowy. Nie nazwałabym też zabiegu bezbolesnym. Oczywiście na większych obszarach, jak brzuch czy uda, gdzie skóra jest grubsza, zazwyczaj jest to zabieg całkiem przyjemny. Jednakże szyja, okolice żuchwy, czy czoło mogą być bardziej wrażliwe i tutaj zabieg będzie dość bolesny. Oczywiście - jak zawsze to kwestia bardzo indywidualna.

Skoro wspomniałam o brzuchu i udach, warto dodać, że HIFU idealnie rozprawia się również z miejscowymi otłuszczeniami. Do tego typu zabiegów wykorzystuje się głowice o głębszym zasięgu. Ale efekty są zdumiewające. Moja ulubiona partia do opracowywania to brzuch. Szczególnie młode mamy mają problem z tą okolicą. Luźna skóra, cellulit, a często także oponka spędzają im sen z powiek. Jednakże dla HIFU to żadne wyzwanie. Świetnie dosłownie rozpuszcza niechcianą tkankę tłuszczową, a jednocześnie poprawia jakość i jędrność skóry. Na własnej oponce przekonałam się również, że doskonale radzi sobie z rozstępami :)

Na ostateczne efekty zabiegu należy trochę poczekać. Producenci zazwyczaj sugerują, że około 3 miesięcy, ale znowu jest to sprawa indywidualna i zależy od wielu czynników, w tym również od naszego stylu życia. Efekt utrzymuje się przez około 2 lata.

Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, napisz do mnie!